Zawsze marzyliśmy o swoim miejscu na ziemi. Przez około trzy lata oszczędzaliśmy wraz z mężem na mały domek, daleko od zgiełku miasta. W końcu udało się kupić śliczną chatkę, nieopodal lasu i rzeki. Od roku jeździmy tam na weekendy lub na całe lato. Pomogli nam trochę rodzice, którzy chcieli żebyśmy jak najszybciej zrealizowali nasze marzenie. Mieliśmy wtedy wystarczająco dużo pieniędzy, ale również sami pracowaliśmy na działce, aby miała swój urok. Potrzebowaliśmy szklarni, żeby coś wyhodować na zimę, mieliśmy też piaskownicę i huśtawki na podwórku, w których mogły bawić się dzieci.
Od samego początku nasi przyjaciele, przychodzili do nas prawie codziennie i często chodziliśmy z nimi nad rzekę, ponieważ była kilkaset metrów od naszego domu. Wieczorem często piekliśmy kiełbaski na ognisku, a potem, część osób wracała do swoich domów. Niektórzy zostawali na noc, bo nie każdy miał transport, żeby wrócić do domu o tak późnej porze. W ogóle wszyscy, których znaliśmy, gratulowali nam kupionej działki.
Po roku codziennych spotkań, stało się to trochę uciążliwe. Prawie wszyscy, z którymi się spotykaliśmy, zdali sobie sprawę, że ważne jest wyczucie czasu. W pewnym momencie znajomi przestali tak często do nas przychodzić. Na ogół zjawiają się w święta, kiedy ich zapraszamy, natomiast jest jedna osoba, która tego nie rozumie.
Basia to fajna kobieta, ale lubimy z nią spędzać czas sporadycznie. Jak dowie się cokolwiek o naszym wyjeździe na wieś, natychmiast pakuje walizkę. Zawsze również zabiera ze sobą swojego syna i przyjeżdża na działkę. Długi czas jaki z nami spędza, działa mi na nerwy. Dla niej nie jest ważne, czy chcemy żeby do nas przyjechała, czy nie – najważniejsze jest to, czego ona chce.
Chciałabym kiedyś przyjechać tu tylko z mężem, ale na tą chwilę moi rodzice i nasze małe dzieci są razem z nami. Natomiast przyjaciółka Basia, powinna wrócić do swojego domu. Wszystkie moje próby wyciągnięcia jej z działki były bezskuteczne, a potem okazało się, że mieszkała z nami w wakacje przez całe trzy miesiące i wcale się tego nie wstydziła. Moich podpowiedzi, że czas wracać do domu, w ogóle nie przyjęła.
Nawet próbowałam ją oszukać, żeby się wyprowadziła, mówiąc, że rodzice mojego męża też przyjadą nas wkrótce odwiedzić i że będzie zbyt tłoczno. Znajoma zgodziła się nawet spać na zimnej podłodze, ale tylko wtedy, gdy damy jej materac, a w rezultacie ja zawsze spałam na łóżku bez materaca. Nawet kiedy naprawdę teściowie przyjechali w odwiedziny, Basia spała na zimnej podłodze i wcale nie miała o to pretensji.
Jej wizytę można opisać w następujący sposób: przyjeżdża w piątek wieczorem i przez pozostałe dwa dni odpoczywa na kanapie przed telewizorem, a my z mężem zajmujemy się ogrodem, podlewamy go, a nawet codziennie myjemy podłogi w domu. Na wszystkie nasze prośby o pomoc zawsze odpowiadała:
– przyjechałam do was odpocząć i nie muszę nic robić.
Małżonek i rodzice, nie powiedzieli ani słowa o mojej znajomości, widocznie tylko ja ostatnio się denerwuję tą sytuacją. Na dworze wreszcie zrobiło się zimno i nadeszła zima. Siedziałyśmy z koleżanką przy kawie w mojej altance i ona zaczęła mówić:
– Ech, szkoda, że teraz jest zima, mogłabym tu przychodzić codziennie jak w lecie, lecz niedługo na pewno znowu zrobi się cieplej.
Zadrżałam na jej słowa i sobie pomyślałam: Dlaczego nie mogę jej powiedzieć prosto w twarz, że nie znoszę widywać się z nią co weekend i bardzo mnie to denerwuje. Co jeśli się obrazi i nie będzie się ze mną więcej kontaktować? Chciałabym, żeby po prostu przestała przyjeżdżać do mnie do domku co weekend, ale nie chcę żadnego konfliktu.