Nowa znajoma zadzwoniła do drzwi naszego mieszkania już następnego ranka od wprowadzki. Burknęła coś o zepsutym telefonie i wpadła do środka. Nie zdążyliśmy się zorientować, gdy pani przebiegła przez pokoje i zaczęła zasypywać nas pytaniami. Ledwo zdążyliśmy odpowiedzieć, ale jak się okazało, był to dopiero początek spektaklu.

Nowa znajoma zadzwoniła do drzwi naszego mieszkania już następnego ranka od wprowadzki. Burknęła coś o zepsutym telefonie i wpadła do środka. Nie zdążyliśmy się zorientować, gdy pani przebiegła przez pokoje i zaczęła zasypywać nas pytaniami. Ledwo zdążyliśmy odpowiedzieć ale, jak się okazało, był to dopiero początek spektaklu.

Po przeprowadzce do długo wyczekiwanego dwupokojowego mieszkania na początku nie znaliśmy ani sąsiadów z klatki, ani z naszego piętra. Kupiliśmy je w trybie szybkiego kupna po okazyjnej cenie.

Jako pierwszą poznaliśmy właśnie kobietę, która wpakowała nam się do mieszkania. A raczej ona poznała nas:

– Jesteście nowymi lokatorami? Jestem ciocia Kasia, mieszkam dwa piętra wyżej, jeśli czegoś potrzebujecie, dajcie znać. Wiem tutaj o wszystkim!

Podziękowaliśmy powściągliwie, też się przedstawiliśmy i chcieliśmy się wycofać, ale nic z tego! Ciocia Kasia z pewną szczególną ciekawością zaczęła pytać o to, za ile zakupiliśmy mieszkanie, kto był pośrednikiem w sprzedaży nieruchomościami, notariuszem podczas rejestracji, gdzie pracujemy i tym podobne.

Nie byliśmy w stanie uwolnić się od ciekawskiej osoby w ciągu dziesięciu minut. Najwyraźniej nie była zadowolona z naszych niejasnych odpowiedzi, chciała wiedzieć więcej i że szczegółami.

Ciocia Kasia przyszła ponownie następnego dnia. Dzwoniąc do drzwi poprosiła o ustawienie jej telefonu, ale wręczając telefon mężowi, rzuciła się w głąb mieszkania z inspekcją. Znów posypało się kilka pytań, tym razem o naprawę, meble, dlaczego w pokoju stoi tylko sofa.

Mój mąż i ja odpowiedzieliśmy wspólnymi siłami na każde jej pytanie. Pani Kasia nie była za bardzo zadowolona, więc pytania stawały się coraz bardziej dociekliwe. W końcu mój mąż nie wytrzymał i mrugając do mnie zaczął opowiadać taką bajkę, że prawie płakałam ze śmiechu.

Z jego opowieści wynikało, że jesteśmy sierotami, za ostatnie pieniądze kupiliśmy to mieszkanie do remontu. Nic więcej nie posiadamy. Ledwo wstrzymywałam głośny śmiech. Ciocia Kasia jakby zbladła. Wyskoczyła, prawie zapominając o telefonie. Śmialiśmy się i szybko o tym zapomnieliśmy.

A następnego ranka rozdzwonił się dzwonek do drzwi. To była ta sama Ciocia Kasia z tacą pełną pachnących domowych ciast. Potem do naszych drzwi zapukali sąsiedzi, jeden, drugi i jeszcze inny. Każdy coś przynosił. Jedna sąsiadka przyniosła matę na podłogę, druga mikrofalówkę, a także grzejnik, przepraszając, że nie jest nowy.

Poczuliśmy się trochę nieswojo. Nie chcieliśmy przyjąć prezentów, próbowaliśmy wyjaśnić, że żartowaliśmy, ale wszyscy kiwali tylko głowami ze zrozumieniem i nadal przynosili podarki.

Oczywiście wszystkie rzeczy zwróciliśmy. Potem zebraliśmy sąsiadów na parapetówkę i wyjaśniliśmy całą sytuację oraz ich przeprosiliśmy. Wszyscy się pośmialiśmy ale z tej sytuacji zrozumieliśmy jedno: nie tylko mieliśmy szczęście z mieszkaniem, ale także z sąsiadami. To sąsiedztwo z jakiegoś powodu mogło pozostać dla nas przyjazne. Sąsiedzi odwiedzają się nawzajem, a wieczorami zbierają się przy stoliku na podwórku, aby porozmawiać i zrelaksować się w swoim towarzystwie. A to, co początkowo postrzegaliśmy jako natrętną ciekawość, okazało się szczerym zmartwieniem.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *