Rano, kiedy już wychodziłam do pracy, zadzwonił dzwonek do drzwi. Otworzyłam i na progu zobaczyłam wózek z dzieckiem. Natychmiast wybiegłam na klatkę schodową, zeszłam po schodach, ale na dole było pusto. Zdziwiona weszłam z powrotem na piętro, spojrzałam na wózek i dopiero wtedy zauważyłam kartkę leżącą na końcu dziecka. „Andrzej, proszę, zaopiekuj się naszą córką. Maria.”
Nie mogłam zrozumieć, co się dzieje, ale mój mąż naprawdę miał na imię Andrzej.
Dopiero po godzinie rozmyślania dotarło do mnie, że to kochanka mojego męża musiała zostawić to dziecko pod drzwiami naszego domu. Ostrożnie przeniosłam wózek do mieszkania, zadzwoniłam do pracy, żeby wziąć wolne. Zadzwoniłam również do męża, żeby szybko zakończył to co robi i wracał do domu.
Niczego nie podejrzewający Andrzej zjawił się w domu po pół godzinie. Widok wózka stojącego w przedpokoju trochę go zaskoczył. Byliśmy małżeństwem od pięciu lat i niestety nie mieliśmy dzieci.
Miesiąc temu rozmawialiśmy z mężem o ewentualnej adopcji, nie zrobiliśmy jednak jeszcze pierwszego kroku w tej sprawie.
– Nie ciekawi cię co to za wózek?
Dałam mężowi kartkę znalezioną przy dziewczynce. Spokojnie ją przeczytał i pokręcił w zamyśleniu głową. A potem spojrzał na mnie i powiedział:
– Nie znam nikogo takiego. Nie zdradzałem cię nigdy.
– Jak to nie znasz? Co teraz zrobimy? Mentalnie byłam już gotowa zaakceptować to dziecko i wychować je jak własne. – W takim razie musimy powiadomić odpowiednie władze i wszystko im opowiedzieć.
Po tym, jak nasza historia ukazała się w telewizji, znalazł się tata dziecka, który mieszkał w sąsiednim domu i matka, która mieszkała gdzieś w okolicy. Nie wiem co się u nich stało i dlaczego tak się skończyło, ale oboje zrzekli się praw do dziecka a my postanowiliśmy wystąpić o adopcję małego podrzutka.
Basia ma już osiem miesięcy i jest uroczą i bardzo piękną dziewczynką, naszą ukochaną córeczką. Zmieniliśmy adres, a nawet nazwisko, aby chronić spokój naszej rodziny w razie, gdyby prawdziwych rodziców naszły wyrzuty sumienia.
O tym, że nie jest naszym dzieckiem Basia nigdy się nie dowie. A ja codziennie dziękuję losowi za to, że kiedyś jej mama pomyliła domy i zadzwoniła właśnie do naszych drzwi.