Nie mogę zebrać się na odwagę, aby usunąć zmarłych bliskich z przyjaciół w sieciach społecznościowych. Boję się.

Nie jestem fanem sieci społecznościowych. Co kilka dni przeglądam swoje konta, ale nic poza tym.

Ostatnio przeglądając jeden z popularnych portali natchnąłem się na mojego ojca. Ktoś wstawił zdjęcie klasowe z jego rocznika i oznaczył wszystkich. Zamarłem na chwilę. Zmarł trzy lata wcześniej, a tu wyglądało to jakby żył nadal, poczułem się nieswojo. Wszedłem wtedy na jego profil. Dzień przed swoją śmiercią dodał zdjęcia, a potem zniknął nagle. Zniknął jakby wyszedł tylko na chwilę, na kawę. Nic nie wyglądało jakby faktycznie nie było go już na świecie.

W mediach społecznościowych mam jeszcze takiego jednego „przyjaciela”.
Dwa lata wcześniej byłem w odwiedzinach w mojej rodzinnej miejscowości. Odwiedzając bliskich na cmentarzu spostrzegłem jeden nagrobek, który szczególnie przykuł moją uwagę. Należał do Dariusza, a obok napisu widniało zdjęcie mojego kolegi, jeszcze z czasów podstawówki. Okazało się, że zmarł kilka lat wcześniej.

Natychmiast go sobie przypomniałem. Był dość niski i okrągły jak Kubuś Puchatek. Zawsze się uśmiechał. Często było mi go szkoda bo mimo jego pogodnego usposobienia inni raczej go nie lubili i nie przewidywali by mógł w przyszłości zajść wysoko. Potem zapytałem o niego naszego wspólnego kolegę z klasy.

– Nie wiedziałeś? – uśmiechnął się bez cienia współczucia Wojtek – Miał wypadek po alkoholu.

Znalazłem go potem w moich znajomych na portalu społecznościowym. Na ciemnym tle widniała twarz Dariusza. Jego oczy patrzyły przed siebie, prosto na mnie. Żałowałem, że nie oddają tego żywego błysku w oku, który pamiętałem z dzieciństwa.

Każdego roku – siedemnastego września – wciąż dostaję powiadomienia o dodanych kondolencjach na profilu mojego taty. Przerażające. Siedem lat i siedem kart życzeń i wyrazów smutku i żalu. Przerażające.

Mimo wszystko nie jestem w stanie usunąć zmarłych z grona moich znajomych. Zwłaszcza mojego ojca, człowieka, który był mi tak bliski. Oznaczenia na zdjęciach czy wspomnienia o nim zdają się sprawiać, że choć na chwilę staje się on znów bardziej realny, jakby na chwilę wrócił do świata żywych, choćby tych wirtualnych. Nie miałbym odwagi odcinać się od tego.

To straszne, że wszyscy prędzej czy później umrzemy, a nasze uśmiechnięte zdjęcia profilowe wciąż będą obecne w sieci. Jak Wam się podoba ta strona postępu i wrażenie wirtualnej „nieśmiertelności”?

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *