-Wyobrażasz sobie, że Marek nie oddaje mi już swojego zasiłku?- żaliła się znajoma, czterdziestoletnia Maria- Wczoraj dostał pieniądze i zostawił wszystko dla siebie. Mówi, że to jego pieniądze, a nie moje. Wystarczy, że do osiemnastego roku życia zabieraliśmy mu wszystko. Tak to właśnie jest…Poświęcałam całe życie, a teraz mam za swoje.
Marek jest osiemnastoletnim synem Marii i jej męża Jana. Ma jeszcze dwie siostry, ale jest najstarszym dzieckiem w rodzinie. W wieku 3 lat u Marka została zdiagnozowana pewna niepełnosprawność. Przez całe jego dzieciństwo, Maria poświęcała się opiece nad nim, rehabilitacji i ćwiczeniom logopedycznym. Ku zdziwieniu wszystkich, udało się mu ukończyć szkołę, a nawet pójść na studia kucharskie. Rodzice robili wszystko aby chłopak mógł żyć i pracować samodzielnie. W prawdzie, udało się im, chociaż cały czas przyszło mu żyć z przypisaną grupą inwalidzką.
Rodzina żyła skromnie: Maria nigdy nie pracowała, ponieważ poświęcała się opiece nad dziećmi. Dwójka pozostałych dzieci jest jeszcze małych, jedna córka niedawno poszła dopiero do szkoły, a i w domu pracy nigdy kobiecie nie brakowało.
Zasiłki na niepełnosprawnego syna pomagały bardzo rodzinie. Dawniej cała kwota przeznaczana była na rehabilitację, jednak gdy syn przestał jej wymagać, pieniądze wspomagały budżet rodzinny. W końcu Marek stał się jednak pełnoletni i pieniądze zaczęły wpływać na jego konto. Sam nie chce przeznaczać ich na potrzeby rodzinne, ponieważ jest już dorosły i ma własne.
-Nie dość, że nie chce nam pomagać, to jeszcze oskarżył nas, że do tej pory cały czas zabieraliśmy mu jego pieniądze. Staram się mu tłumaczyć, że wciąż z nami mieszka, je wspólnie, używa wszystkiego, co mamy, więc nie jest do końca samodzielny. Ubieramy go, zapewniamy warunki, więc powinien oddawać nam część swoich pieniędzy!
Marek na to zawsze odpowiada, że karmić go nie trzeba, ponieważ ma darmowe obiady w stołówce uniwersyteckiej. Ubrania wcześniej kupowano mu z jego zasiłku. Mieszkanie rodzina opłaca z innego zasiłku, który starcza na pokrycie wszelkich kosztów.
-Ja mówię mu słowo, a on mnie dziesięć!- wzdycha Maria.- Cóż mogę zrobić? Nie mogę go wyrzucić za próg, bo gdzie się podzieje? Niech zda sobie jednak sprawę z tego, że utrzymanie kosztuje. Powinien dokładać do rodzinnego budżetu, zwłaszcza, że jest dorosły.
Jak zapatrujecie się na tę sytuację?