Kiedyś poznałam młodego faceta. Mieszkam sama w wynajętym mieszkaniu, a on wraz z rodzicami. Niedługo później zaczęliśmy się spotykać. Był naprawdę miły, troskliwy, choć lekko roztargniony. Powoli nasze relacje przeradzały się w coraz bliższe. Spotykaliśmy się głównie u mnie w domu.
Jakiś czas później przestało mi to odpowiadać. Chodziliśmy do kina, klubów nocnych i dobrze się razem bawiliśmy. Kiedy jednak przychodził moment zapłaty, każde z nas płaciło za siebie. Później wracaliśmy do mojego domu, spaliśmy, jedliśmy śniadanie i obiad, które przygotowywałam za swoje pieniądze.
Chłopak zaczął odwiedzać mnie coraz częściej. Ciągle w mojej lodówce ubywało produktów. W końcu zaczęłam się tym stresować. Wydawało mi się, że chodzi tutaj o wspólne życie, a nawet krewni w jednym domu dokładają się do wydatków.
Postanowiłam porozmawiać o tym z moją przyjaciółką. Może mogłabym go poprosić aby niekiedy sam zrobił zakupy? Przyjaciółka zapewniła mnie, że taka rozmowa jest zupełnie normalna. Możliwe, że chłopak po prostu się nie domyślił…
Olek zareagował całkiem normalnie. Przyznał, że tak być powinno w poważnym związku i nie pomyślał o tym wcześniej. Obiecał, że z pewnością się poprawi.
Kilka dni później Olek zadzwonił do mnie i powiedział, że przygotuje dzisiaj obiad. Bardzo się ucieszyłam. Po powrocie do domu posprzątałam mieszkanie, elegancko przystroiłam stół i zapaliłam romantyczne świece. Nawet zakupiłam dla niego męski fartuch.
Byłam jednak bardzo zaskoczona kiedy mój mężczyzna nie przyszedł z torbą zakupów do gotowania obiadu, ale z gotowym jedzeniem. Przyniósł gołąbki, mięso i makaron. Wszystko było naprawdę pyszne, ale wyobrażałam to sobie nieco inaczej.
Do rana Olek zjadł wszystko. Pozostały tylko puste pudełka. Potem spakował wszystko do torby i zabrał do domu. I tak było przez kilka dni. Przynosił jedzenie od rodziców, a później zabierał pojemniki i wracał do domu.
A z kupowaniem produktów nic się nie zmieniło. Jak nie kupował, tak nie kupuje. Po prostu przychodzi do mnie z jedzeniem od mamy.
Na początku nie denerwowałam się tym. Myślałam, że to kwestia przyzwyczajenia. W końcu moje koleżanki zaczęły się ze mnie śmiać. Ich wyobraźnia bardzo mocno nakreślała jaki los mnie czeka: Olek przychodziłby do mnie z pojemnikami pełnymi jedzenia od mamy, a później wracałby do niej po dokładkę. Myślę, że takie zachowanie przestaje być normalne. Naprawdę potrafię gotować.
Zaproponowałam, że przygotuję kolację, ale pójdziemy razem po zakupy. Olek nie miał nic przeciwko, jednak powiedział, że on nie zapłaci, ponieważ ostatnio przyniósł jedzenie.
Gotowanie też nie pomogło…
Poddaję się. Jak sobie z tym poradzić? Cóż mogę zrobić abyśmy w końcu żyli normalnie jak każda para?