Nigdy nie utrzymywałam normalnych relacji z teściową. Od pierwszego naszego spotkania nie polubiła mnie, mówiąc, że jestem brzydką, szarą myszką. Słyszałam te komentarze na własne uszy. Ale uważam, że to jej nie dotyczy. Nawet jeśli będę potworem – wybrał mnie jej syn i pokochał.
Nie trzeba zwracać uwagi na jej opinie i porównywać z własnymi. Kiedy zalegalizowaliśmy nasz związek i przeprowadziłam się do nich, zaczęła zachowywać się w stosunku do mnie jeszcze gorzej. Uwzięła się na mnie i demonstrowała, kto w domu rządzi. Wtrącała się nawet wtedy, gdy robiłam makijaż, dając mi rady, jakby przez całe życie była profesjonalistką w tej dziedzinie.
Wkrótce urodziłam syna, ale sytuacja się nie zmieniła. Zamiast mi, jako niedoświadczonej mamie, pomagać i uczyć, wytykała mi błędy, mówiąc, że nic nie umiem. Ostatecznie, żeby zachować zdrowie i nie stracić mleka, przeprowadziłam się z dzieckiem do moich rodziców. Mąż w końcu zrozumiał, że musimy żyć osobno i po miesiącu wynajął dla nas mieszkanie. Przeprowadziliśmy się, ale i tu nie udało nam się pozbyć teściowej. Zaczęła niezapowiedzianie wpadać do nas z inspekcjami. Zachowywała się jak jakiś kontroler, szukała minusów w czystości domu, sprawdzała lodówkę i od razu zauważała, czego w niej brakuje.
Była też niezadowolona, że mamy duże rachunki, mówiła „jestem pewna, że godzinami stoisz pod prysznicem”. A co najważniejsze, nie lubiła nie tylko mnie. Nie interesowała się wnukiem, nie dawała mu nigdy żadnych prezentów, nie zwracała na niego żadnej uwagi. Po jej ostatniej wizycie, kiedy po prostu jej nie pozwoliłam wtrącać się w nasze sprawy, więcej się nie pojawiła. Ale za to dzwoni, wyraża swoją opinię i szybko odkłada słuchawkę. Dziwna kobieta.
Powiedziałam mężowi, że nie chcę brać udziału w tych scenach. Lepiej będzie, jeśli przestaniemy z nią rozmawiać i ochronimy przed nią dziecko.