Mamy z żoną jedno dziecko, naszą córeczkę. Jest już dorosłą kobietą, która założyła własną rodzinę i dała nam naszą ukochaną wnuczkę.
Wyrastałem w czasach głębokiego komunizmu. Kiedy miałem 30 lat, wziąłem ślub z Franką, która była moją rówieśniczką. W tamtych czasach uważano ją już za starą pannę, dlatego wszyscy oczekiwali od niej, że szybko zajdzie w ciążę. Znajomi i rodzina wywierali na naszej dwójce niesamowitą presję. Wówczas uważało się, że jeśli ktoś nie ma dzieci, to jest jakiś wybrakowany i powinien żyć poza marginesem społecznym.
Kiedy więc nasza córka przyszła na świat uznaliśmy, że nie chcemy więcej dzieci. Byliśmy wykształconymi ludźmi i od zawsze ciężko pracowaliśmy, ale zauważyliśmy, że to nie wystarczy, żeby utrzymać więcej dzieci. Już po narodzinach córki zorientowaliśmy się, ile jej utrzymanie będzie nas kosztować i nie była to mała kwota. Nasza decyzja o niedecydowaniu sie na więcej dzieci była więc nieprzypadkowa i przemyślana.
Wydaje mi się, że dzięki temu udało nam się wychowywać córkę w dostatnich warunkach oraz zapewnić mu możliwość kształcenia się i dać jej trochę pieniędzy na start w dorosłe życie.
Córka nie przejęła jednak naszych poglądów na życie. Tuż po ślubie zaszła w ciąże i urodziła się nasza wnuczka. Młode małżeństwo nie zabezpieczyło się wcześniej finansowo, nie mieli nawet własnego mieszkania, więc dopiero po jakimś czasie od ślubu mogli kupić swoje lokum, ale na kredyt. Jakoś dawali radę spłacać co miesiąc raty, ale potem znowu okazało się, że córka jest w ciąży. Wówczas zapytałem ich, jak zamierzają poradzić sobie z dwójką małych dzieci oraz kredytem hipoteczny, ale wtedy się na mnie tylko obrazili i powiedzieli, żebym się nie martwił, bo na pewno dadzą sobie radę. W takim razie już więcej nie drążyłem.
Faktycznie, jakiś czas sobie radzili, ale niestety, potem jej mąż został zwolniony z pracy i zostali bez grosza przy duszy. Z żoną więc zdecydowaliśmy, że na jakiś czas mogą zamieszkać z nami, a ich mieszkanie wynajmą i przy okazji będą mieli z tego pieniądze. Zaoferowaliśmy im też, że możemy im pomóc z kredytem, póki mąż córki czegoś nie znajdzie. Tym sposobem dawaliśmy im przez rok pieniądze na kolejne raty i myśleliśmy, że tym samym pomożemy dzieciom, a one będą nam wdzięczne. Niestety, tak wcale się nie stało.
Niedawno dowiedzieliśmy się, że córka wraz ze swoim mężem od pół roku nie spłacają kredytu i doliczono im z tej przyczyny gigantyczne odsetki. Gdzie są te pieniądze, które im dawaliśmy i które mieli z wynajmu mieszkanie? To jest nurtujące nas pytanie. Jestem w szoku i nawet nie wiem co powiedzieć, ani co zrobić. Pomagaliśmy im, a oni nasze pieniądze wydawali pewnie na swoje zachcianki. Co powinniśmy teraz zrobić?