Pomocnik na czterech łapach.

Kornelia wracała z pracy zmęczona z pełnymi torbami. Czekała na syna, który miał przyjechać na weekend, więc poszła na zakupy. Gdy wracała w mroźny wieczór, nie od razu zauważyła małego szczeniaka pod skrzynkami pocztowymi, trzęsącego się z zimna i strachu. Prawie na niego nadepnęła, gdy chciała sprawdzić pocztę. Wyjęła chusteczkę, przetarła zaparowane okulary i zakładając je znowu na nos, zauważyła jakiś ruch u swoich stóp.

Schyliła się i zobaczyła go i jego oczy pełne smutku i strachu. Milczał, tylko drżał, podnosząc jedną łapę potem drugą.
– Hej, zgubiłeś się mały zmarzluchu? – i wtedy zobaczyła niebieską kokardę, niezręcznie zawiązaną na jego szyi, widać było, że wykonana dziecięca ręka – musiałeś się zgubić i nie umiesz teraz trafić do domu. Co z tobą zrobić, nie mogę zostawić cię na mrozie na pastwę losu. Chodź, zabiorę cię do siebie, ale musisz iść sam, nie mogę cię wziąć w ramiona.

Zawołała go i piesek poszedł za nią, przesuwając się na krótkich nóżkach, z trudem, ale wspiął się po schodach, potem po kolejnych. Szczęściem było to, że Kornelia mieszkała na parterze. Kobieta właśnie zaczęła otwierać drzwi kluczem, gdy te się otworzyły – na progu stał jej syn, przyjechał dwa dni wcześniej. Kornelia była przeszczęśliwa, przytuliła się do niego mocno i rozpłakała.
– Michał, mój synu, dlaczego mi nie powiedziałeś, nie jestem przygotowana na twoje przybycie.
– Dlatego nie powiedziałem, żebyś się specjalnie nie przygotowywała i nie traciła czasu. Mamo, daj spokój, wszystko jest w porządku, nie płacz, jestem już w domu. Kto to jest?

Pochylił się do szczeniaka, który był oparty o ścianę i wziął go na ręce.
– Siedział pod naszymi skrzynkami pocztowymi, trzęsąc się z zimna, zrobiło mi się go żal, więc zaprosiłam go do zamieszkania z nami.
– To samiec, a na szyi ma niebieską kokardkę. Jak go nazwiemy, mamo? Nazwijmy go Rambo.
– No cóż, Rambo, faktycznie wojownik z niego. A teraz, mój drogi, najpierw przekąś coś, bo jesteś pewnie głodny, a potem wykąpiemy psa. – powiedziała mama – Synku, usiądź na chwilę, szybko przygotuję twoje ulubione danie – klopsiki z tłuczonymi ziemniakami. Mam też jeszcze twoją ulubioną surówkę.
– Och, jak ja się stęskniłem za twoimi smakołykami, mamusiu, i oczywiście będę czekać. A pieska wykąpię sam.

Psiak po kąpieli okazał się mieć jasną sierść z delikatnymi łatkami. I tak w rodzinie Kornelii i jej syna Michała pojawił się nowy członek rodziny. Piesek okazał się bardzo mądry, w domu nie był niegrzeczny, nie szczekał, nie gryzł i prosił o wyjście na spacer – cudo, nie pies. Z biegiem czasu można było odnieść wrażenie, że pies rozumiał absolutnie wszystko, co mu powiedziano.

Kornelia chętnie opiekowała się Rambo, często z nim rozmawiała, a on siedział i słuchał jej z uwagą, poruszając głową w tę i z powrotem, jakby się zgadzając lub nie zgadzając. Michał był też bardzo przywiązany do psa i raz spokojnie ich obserwował, a potem nie wytrzymał i głośno się roześmiał.
– Mówisz tak zabawnie, że moglibyśmy nakręcić o tobie filmik i umieścić go na YouTube, miałby wiele wyświetleń. Nie chcecie zostać bohaterami Internetu?
– Nie ma mowy, to jest nasza prywatna rozmowa, prawda Rambo?

Pies zaszczekał na potwierdzenie. Bardzo lubił Kornelię i była dla niego niekwestionowanym autorytetem, słuchał jej i rozumiał nie tylko intonację, ale wydawało się, że jeszcze chwila i rozpocznie z nią dialog. Spał z nią w łóżku, a gdy tylko się budziła, Rambo natychmiast zeskakiwał na podłogę i czekał na spacer. Towarzyszył Kornelii wszędzie, gdziekolwiek się udała, nie chodził z nią tylko do pracy.

Sąsiedzi się śmiali, nie powinno się na niego mówić Rambo, tylko Pomocnik. Cała okolica znała tę sympatyczną parę, byli rozpoznawalni w sklepach, w aptece, na targu. Rambo jednak nie wchodził do sklepów za panią, tylko czekał na nią przy wejściu. Czasami niósł w zębach torbę z krótkimi rączkami, ewidentnie przeznaczoną dla niego. Pomocnik, mówili o nim.

Minęły trzy lata, odkąd piesek zamieszkał w domu Kornelii. Michał wrócił na uczelnię, a kobieta została sama z psem. Często myślała o tym, jak kiedyś mogła żyć bez swojego psa, ale teraz nie wyobraża sobie bez niego życia.

Pewnego dnia Kornelia przeziębiła się i dostała wysokiej gorączki. W domu skończyły się leki, więc napisała kartkę, włożyła do koperty razem z pieniędzmi i wysłała psa do apteki, uprzednio tam zadzwoniwszy. Poprosiła, by wydano leki psu i włożono do torby. To był pierwszy raz i pies spisał się znakomicie. Kobieta, zanim wypuściła go z mieszkania, dała mu do powąchania swoją podróżną apteczkę i powiedziała:
– Rambo, jestem chora i nie mogę pójść do apteki, tylko ty możesz mi pomóc.

Czekają tam na ciebie, dadzą ci leki do torby, a ty mi je przyniesiesz. Dała mu w zębach torbę z krótką rączką i odesłała z myślą, że jeśli mu się uda, to dobrze, a jeśli nie, to wieczorem poprosi sąsiada o pomoc. Nie zamknęła drzwi na klucz i usiadła wyczerpana w fotelu. Pies wrócił piętnaście minut później, niosąc w zębach torbę z lekarstwami.

Od tej pory załatwiał sprawy dla Kornelii, nauczył się samodzielnie wychodzić po chleb i mleko. Sprzedawcy i sąsiedzi wiedzieli już, że załatwia sprawy, bo w zębach dyndała mu torba z krótką rączką. Stał się sławnym w mieście pomocnikiem.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *