Naprawdę kocham moją żonę. Pierwszy rok naszego małżeństwa był niesamowicie szczęśliwy, ale potem wszystko się zmieniło. Jest mało prawdopodobne, żeby można to było jeszcze odwrócić.
Po ślubie zamieszkaliśmy z żoną w mieszkaniu jej matki. Odziedziczyła je po swoich rodzicach. Sama teściowa mieszkała z młodszym synem w domu, który wybudowali razem z jej nieżyjącym już mężem.
To przykre, ale od chwili, kiedy się poznaliśmy, mama mojej żony niechętnie rozmawiała z moimi rodzicami. Z jakiegoś powodu uważała, że nie zasługują na jej uwagę. Myślę, że pozwoliła swojej córce wyjść za mnie tylko ze względu na moją dobrą pracę i wysoką pensję.
Teściowa przez pierwszy rok prawie nie interesowała się naszym życiem. Zawsze stawiała na pierwszym miejscu syna, ale on się wkrótce ożenił i to stało się przyczyną drastycznych zmian.
Teściowa postanowiła zostawić dom synowi i zamieszkać z nami. Miała pełne prawo, bo mieszkanie należało do niej.
Już pierwszego dnia, kiedy matka mojej żony przekroczyła nasz próg, zaczęła traktować mnie jak jakiegoś chłoptasia. Nie przepuściła żadnej okazji, żeby pokazać, że to ona tu jest właścicielką, a ja jestem nikim. O ile jeszcze okazywała jakąś litość własnej córce, to ja musiałem chodzić koło niej na palcach.
Teściowa ustaliła jasne zasady, których nie można było łamać. Przede wszystkim jest schorowaną kobietą, więc mamy jej niepotrzebnie nie przeszkadzać. Po drugie, kocha spokój i wcześnie kładzie się spać, więc po dziewiątej w domu powinna być kompletna cisza. Po trzecie, salon, w którym teraz mieszka, jest jej osobistą przestrzenią życiową i nikt, nawet jej córka, nie ma do niego wstępu. Po czwarte, żeby w domu nie było obcych, gości, hałasu i zgiełku. Szczególnie podkreślała, że nie powinni nas odwiedzać moi rodzice. Jeśli chcę się z nimi zobaczyć, to mogę sam do nich pójść.
Wszystko to znosiłem w milczeniu, bo moja żona była w ciąży. Naprawdę miałem nadzieję, że po urodzeniu dziecka teściowa się zmieni. Bardzo się myliłem.
Nie mogę być nawet szczęśliwym ojcem, ponieważ prawie nie wolno mi zbliżać się do własnego dziecka. Powodów jest wiele: przynoszę wirusy i zarazki z ulicy, źle je trzymam, źle na nie patrzę i w ogóle, w ich trójce „mama – babcia – wnuczka” jestem po prostu zbędny. Wyjaśniono mi, że moją jedyną misją jest przynosić do domu pieniądze i nie być uciążliwym. Teraz w domu czuję się jak wróg numer jeden. Szczególnie bolesne było to, że moim rodzicom nie pozwolono zobaczyć ich jedynej wnuczki.
Tak dalej być nie mogło, trzeba było coś zmienić. Widziałem tylko jedno wyjście – opuścić mieszkanie teściowej i wynająć osobne mieszkanie. Moja pensja wystarczyłaby na utrzymanie rodziny i opłacenie mieszkania.
Zacząłem namawiać żonę na przeprowadzkę, ale nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Powiedziała, że przesadzam, że jej mama to mądra kobieta, wie co robi, więc powinniśmy lepiej jej posłuchać. I w ogóle, po co mamy płacić za mieszkanie, skoro mamy gdzie mieszkać.
Bez względu na to, ile ją prosiłem, to tylko pogłębiało i tak już trudne relacje w naszej rodzinie. Coraz częściej w mojej głowie pojawiają się myśli o rozwodzie. Rozumiem, że to złe rozwiązanie, ale teraz to też nie jest życie.