Myślałam, że poślubienie miłości mojego życia to najlepsza rzecz, jaka może mi się przytrafić. I tak by było, gdyby nie jeden bonus, który dostałam razem z małżeństwem – teściową, która mnie nie znosi. Pobraliśmy się niecały rok temu i wszystko byłoby dobrze, ale musieliśmy mieszkać u rodziców mojego męża. W naszym mieszkaniu nie zrobiliśmy jeszcze remontu. Nie, nie mieszkaliśmy wszyscy razem. Teściowe mieli mały domek za miastem i na jakiś czas się tam przenieśli. Możecie sobie pomyśleć, że to wcale nie tak źle. Pewnie, powinno być dobrze, tylko że teściowa przyszła już następnego dnia, żeby sprawdzić, jak sobie radzimy i czy wszystko w porządku z jej mieszkaniem.
Teściowa przychodziła bez ostrzeżenia, nawet w weekendy. Czasami jeszcze spaliśmy, kiedy wchodziła do mieszkania, trzaskała drzwiami, coś tam na nasz temat burczała, a raz nawet weszła do naszej sypialni. Nic jej się nie podobało – to, jak sprzątam, jak gotuję, jak się ubieram i że jeszcze nie jestem w ciąży. Nie miała żadnych zastrzeżeń do swojego syna. Na mnie przelewała całą negatywną energię.
Zdarzyła się między nami jedna konfliktowa sytuacja. Pewnego dnia teściowa przyszła, kiedy nie było nas w domu. Musiałam zostać dłużej w pracy, dlatego nie miałam czasu ugotować obiadu. Postanowiłam po drodze kupić pizzę. Kiedy teściowa zobaczyła, że zamierzam nakarmić jej syna pizzą, strasznie się rozzłościła. Nazwała mnie leniwą żmiją, która uwiodła jej syna i w ogóle o niego nie dba. Przemilczałam to – chciałam załagodzić ten konflikt. Nie za bardzo się to udało.
Innym razem dała mi na urodziny duży bukiet lilii, a wiedziała, że mam na nie alergię. Dlaczego to zrobiła? Nie mam pojęcia. Oczywiście miałam później wysypkę na ciele i przez cały wieczór kichałam.
Czego jeszcze mogę spodziewać się po teściowej – nie wiem. Ale wiem, że remont musimy skończyć jak najszybciej.