Mam pewną znajomą – Sonię. Pracuje jako kelnerka w jednej z lokalnych kawiarni. Spotkaliśmy się tam niedawno, a ona opowiedziała mi niesamowitą historię. Aby zachować styl, będę opowiadać to z jej punktu widzenia.
Wyobraź sobie, że dostałaś mieszkanie i samochód zupełnie za darmo. Wierzysz? Nie?! Ja też nie wierzyłam, aż do niedawna. U nas pojawia się różnorodni klienci, w tym starsi ludzie, którzy już sami nie mogą gotować, ale chcą zjeść. Nasza kawiarnia jest przystępna cenowo.
Wśród stałych klientów był dziadek – Walery Gienadijowicz. Przychodził codziennie, zamawiał zawsze to samo – kaszę gulaszem i szklankę kompotu z czarnej porzeczki. Zawsze kasza i kompot! A także ciągle narzekał.
Zawsze narzekał na jedzenie: albo kasza za słona, albo zimna, albo kompot za mało słodki, albo za mało kaszy, a w poprzednim razie było więcej… Za każdym razem wypowiadał swoje zastrzeżenia do kelnerów.
Naturalnie, nie byliśmy nim zachwyceni i nie chcieliśmy go obsługiwać. Ale nie Ola, ona z nim zawsze rozmawiała, słuchała jego kaprysów, uśmiechała się. Zawsze. Po prostu przechodziła obok uszu wszystkich jego ataków.
Pewnego dnia nagle nie przyszedł. Na początku wydawało się to dziwne, ale kiedy już przez 4 dni nie przychodził, wydawało się to podejrzane. W końcu dziadek miał już 87 lat. Ola również była zaniepokojona. Potem w pewien dzień przyniosła nam wycinek z gazety z napisem “Nie ma już Walerego Gienadijowicza”.
Wszystkim nam było trochę smutno, ale najbardziej tęskniła Ola. Bardzo mu się przywiązała.
Ale, jak to mówią, nie ma złego, co by na dobre nie wyszło. Tydzień później, gdy tylko kawiarnia się otworzyła, do nas wszedł młody chłopak, elegancko ubrany w garnitur, z krawatem, z walizką. Na pierwszy rzut oka widać było, że to nie miejscowy. Nasze miasteczko jest małe, więc wszyscy się znają.
Podszedłem do niego, żeby przyjąć zamówienie, ale on poprosił o Olę Korolenko. Nie chciał zamawiać, więc dobrze, wezwałem Olę. Ta była początkowo przerażona, zaczęła się zastanawiać, co mogła zrobić nie tak. Chłopak tylko się uśmiechnął i powiedział, że jest notariuszem i poprosił ją o usiądzenie.
Ola jeszcze bardziej się denerwowała. Okazało się, że Walery Gienadijowicz zapisał jej dom z działką, mieszkanie i samochód. A także zostawił jej list:
“Nie mam rodziny od czasu, gdy moja żona odeszła do innego świata. To już 15 lat. Przez cały ten czas jedyną bliską mi osobą byłaś ty, wnuczko. Tylko dla ciebie, Olu, chodziłem do tej zakłady gastronomicznej. Ty zawsze mnie słuchałaś, uśmiechałaś się i nie zwracałaś uwagi na moje narzekania. Dziękuję ci, kochanie!”
Kiedy czytałam list, płakałam. O, jak to z Ola było. Była kompletnie nie swoja przez kilka dni. Wzięła kilka dni wolnego. Też, pewnie przez te dni płakała. Teraz już nie pracuje u nas. Wynajmuje mieszkanie, przeprowadziła się do domu. Dziewczyna z charakterem! Dobrzy ludzie zawsze zostają wynagrodzeni!
Słuchając historii, przypomniałam sobie moich dziadków. Mój dziadek też był marudny, ale go kochałam. Teraz nikogo nie ma.
Doceniajcie tych, którzy są dobrzy dla was! I pamiętajcie, dobre uczynki są wynagradzane, jeśli tylko nie są robione dla zysku.