Z moim mężem jestem w związku już od dwóch lat. Wzięliśmy bardzo skromny ślub, i zamieszkaliśmy w wynajmowanej kawalerce. Nie było nas stać na własną nieruchomość, więc zdecydowaliśmy się na takie rozwiązania. Staramy się żyć oszczędnie i odkładać wszystkie oszczędności na wkład własny do kredytu hipotecznego.
Miesiąc temu dowiedziałam się o ciąży. Zrobiłam test, a później jeszcze poszłam na badania, by mieć stuprocentową pewność. Nie tak miało to wyglądać, chciałam żyć na stabilnym poziomie. Ale wiadomo, nie wszystko można zaplanować. Zresztą, dziecko to szczęście, a my jesteśmy młodzi, więc staniemy na wysokości zadania.
Oj, jak bardzo się myliłam… Przyszło mi się o tym przekonać zaraz po tym jak podzieliłam się z mężem radosną nowiną.
Oczywiście cieszył się razem ze mną, ale jak zaczęłam temat kupna mieszkania, spoważniał i w trakcie rozmowy zarzucił na siebie kurtkę, po czym wyszedł. Uważa, że jest za wcześnie na takie decyzje i nie można działać pochopnie.
Ale co to według niego znaczy bez pośpiechu? Za niecałe osiem miesięcy na świat przyjdzie nasze dziecko. Mamy czekać z założonymi rękoma aż brzuch będzie przeszkadzał mi w najprostszych czynnościach?!
Nasza kawalerka to raptem kuchnia z sofą, na której śpimy, łazienka i mały korytarz. Nie mamy nawet porządnego stołu, a co dopiero mowa takich rzeczach jak łóżeczko dla dziecka czy kolejne szafki na ubranka.
– Magda, mogłabyś się bardziej postarać, a nie narzekać i jęczeć o nowe mieszkanie. Wystarczy poprzestawiać meble i miejsce się znajdzie
– No właśnie nie znajdzie się – czułam napływające do oczu łzy.
– Dlaczego? – udawał zdziwionego, jakby naprawdę nie znał powodu.
– To kawalerka dla jednej osoby, a nie trzyosobowej rodziny – odparłam.
– Kawalerka, kawalerka – powtarzał drwiąco. Można wyrzucić biurko i będzie trochę miejsca. Chcesz tylko chodzić na łatwiznę.
Co miesiąc przekazuję na konto męża ponad tysiąc złotych. To on zarządza budżetem na wkład własny. Dotychczas nie wtrącałam się w to, ale teraz mam poważne obawy o swoje pieniądze. Jeśli mąż nie opamięta się, czy pozostaje mi coś innego, niż wyprowadzka i bycie samotną mamą? Nie mogę krzywdzić dziecka i męczyć się na kilku metrach kwadratowych.
A na dodatek kompletnie nie mam pojęcia czy odzyskam pieniądze… Nie mam żadnych potwierdzeń, czasem dawałam mu je do ręki. Teraz widzę jak byłam naiwna i zaślepiona…