Zostałyśmy z mamą same po śmierci mojego ojca. Nie było nam łatwo. Pomagała nam babcia ze strony ojca. Ze strony rodziny mamy nie było żadnej pomocy. A dokładniej była, ale cała szła do siostry mamy, Anny, która mieszkała z mężem i dziećmi u rodziców. Była bliżej, więc to jej pomagali. Do tego ciotka ciągle narzekała na życie, tak wiarygodnie, że wszyscy jej współczuli.
To, że mama została wdową z dzieckiem, nie wydawało im się problemem. To, że mama musiała pracować w dzień na jednej pracy, a wieczorem jeszcze myć klatki schodowe, też nie miało znaczenia. Annie było ciężej. A mama po prostu nie umiała narzekać.
Nie było nam słodko, ale trzymałyśmy się. Po szkole od razu poszłam do pracy, bo jakoś trzeba było żyć. Do babci ze strony mamy nie jeździłam, ostatni raz byłam tam w dziewiątej klasie, od tego czasu już nie jeździłam. Oni też nie interesowali się moimi sprawami.
A mama jeździła, próbowała coś pomóc. Na moje pytania, po co tam jeździ, mama odpowiadała, że jaka by nie była, to jej rodzina, innej matki i siostry już mieć nie będzie.
Kiedy babcia zachorowała, ciotka przerzuciła opiekę nad nią na moją mamę. Mama pokornie zabrała babcię do naszego mieszkania.
– Tyle lat pomagałam rodzicom, teraz ty coś zrób dla matki – oświadczyła ciotka.
Co ona robiła dla rodziców, nie wiem. Jak dla mnie, siedziała z mężem na gotowym i czekała na pomoc od innych.
Po roku babcia zmarła. Pogrzebem i wszystkimi innymi sprawami musiała zająć się moja mama, ciotka nie miała czasu, bo urodził jej się wnuk. Potem okazało się, że ciotka namówiła babcię, żeby przepisała na nią cały majątek. To znaczy, że ani mieszkanie, ani działka, ani oszczędności na książeczce nie przypadły mojej mamie.
Bardzo mi było przykro z powodu mamy. Nie zamierzałam utrzymywać kontaktów z ciotką nawet z grzeczności, wykreśliłam tę rodzinę ze swojego życia i długo o nich nie pamiętałam.
W ciągu następnych dziesięciu lat najpierw zmarła babcia, a potem i mama. Zostałam właścicielką dwóch mieszkań, ale w nich nie mieszkałam. Wynajmowaliśmy je, a mieszkaliśmy u męża, bo jego mieszkanie było wygodniejsze. Mamy dwoje dzieci, teraz jestem na urlopie macierzyńskim z młodszym. Nie mamy kredytów hipotecznych, tylko kredyt na samochód.
Niedawno znalazła mnie ciotka Anna. Nie utrzymywałam z nią kontaktu od bardzo dawna, a tu nagle pojawiła się i zaczęła żywo interesować się moimi sprawami.
– Zapomniałaś o rodzinie, to niedobrze. Wcale nie dzwonisz, nie przyjeżdżasz – szczebiotała, a ja nie mogłam zrozumieć, czemu nagle się obudziła, skoro tyle lat nie utrzymywałyśmy kontaktu. – O rodzinę trzeba dbać, kto ci pomoże w potrzebie, jak nie krewni?
Już przygotowywałam się, żeby odłożyć słuchawkę, kiedy ciotka przeszła do sedna rozmowy.
– Moja córka teraz szuka z mężem mieszkania w twoim mieście, ale ceny u was są, oczywiście, nieadekwatne. A ty przecież masz dwa mieszkania. To wpuść siostrę na jedno, nie mają teraz na wynajem.
Odmówiłam. Ani ciotki, ani jej dzieci, ani innych krewnych nie chcę znać.