Adoptowaliśmy z mężem dwoje dzieci, mimo że mieliśmy swoje

– Iwona! Potrzebuję natychmiastowej pomocy, moja dziewczyna będzie rodziła! Krzyknął od progu wystraszony sąsiad.

– Piotrek zostań przy Monice, już wezwałam karetkę! Wyjdę przed nich na ulicę, bo nie trafią do Twojego domu w środku nocy – powiedziałam do sąsiada.

Nie pozostało mi nic innego, jak ubrać się i wybiec przed karetkę. Pracuję jako policjantka, uczono nas jak udzielać pomocy przy porodzie, ale to była teoria, w praktyce jeszcze się z tym nie spotkałam.

Nasza wieś znajduje się 30 km od miasta, pogotowie dosyć długo nie przyjeżdżało. Piotrek wyleciał przed dom i zaczął mnie wołać, żebym szybko wracała, bo Monika już rodzi. Kiedy dotarłam do ich domu, zobaczyłam panikę w jej oczach i próbowałam ją uspokoić.

– Iwona, dlaczego ich jeszcze nie ma, ja już rodzę! – Kobieta płakała.

– Monika, weź się w garść! Wszystko będzie dobrze, pomogę Ci – powiedziałam spokojnym głosem, prosząc Boga o wsparcie.

Dziewczyna była w siódmym miesiącu ciąży, więc wszystko zaczęło się przedwcześnie i tym dodatkowo się martwiłam, żeby z dzieckiem było wszystko w porządku.

Po trzydziestu minutach, przyjechała wreszcie karetka. Nie było już czasu na zawiezienie kobiety do szpitala, postanowiono, że urodzi w domu. Po chwili zespół medyczny poprosił Piotrka:

– Witaj, tatusiu! Masz dwoje dzieci, chłopca i dziewczynkę.

Sąsiad stał tak zaskoczony, że nie umiał powiedzieć jednego słowa.
Ratownik medyczny przeciął pępowinę i zaczęli przygotowywać matkę z dziećmi do transportu, musieli trafić do szpital

– Piotrek, jedźmy za nimi – powiedziałam.

– Nie wiem, chciałem się przespać, całą noc już nie spaliśmy. Dajmy Monice i dzieciom też odpocząć.

– W porządku, jak chcesz, ale nie wyglądasz na zbyt szczęśliwego, nie spodziewałeś się dwoje dzieci naraz? – Zaśmiałam się.

– Wiesz, jednemu dziecku nie byłem przeciwny, aby je wychować, ale dwoje, to już za dużo, to nie są moje dzieci.

– To nie Twoje dzieci? – Zdziwiłam się.

– Tak, poznałem Monikę pół roku temu, była już wtedy w ciąży. Pomyślałem, że to nic wielkiego, to nie jest zła kobieta, wychowam cudze dziecko, a potem będziemy mieli własne.

– Nie chciałbym zmieniać tego, co jej obiecałem, ale mam teraz syna i córkę, a na pewno wiesz, że wychowanie dwójki dzieci nie jest takie proste.

Przyzwyczaisz się do nich, a z czasem pokochasz, jak własne – powiedziałam.

Posiedziałam z nim jeszcze chwilę i poszłam do domu, już nie udało mi się zasnąć. Nie co dzień ma się okazję zobaczyć nowe życie, ręce nadal mi się trzęsły, nawet tabletka na uspokojenie nie pomogła.

Dwa dni później byłam w pracy i znalazłam wolną chwilę, żeby odwiedzić Monikę. Nie wiem dlaczego, ale cały dzień spędziłam na myśleniu o niej i o maluchach, chyba wciąż byłam pod wrażeniem.

Kobieta płakała, powiedziała mi, że Piotrek ją rzucił.

– Nie oceniam go, nie każdy chce być ojcem cudzych dzieci. On jest jeszcze młody, może znaleźć inną kobietę bez dzieci – powiedziała Monika.

– Nie załamuj się, masz dla kogo żyć! Jak się czują dzieci? – zapytałam.

– Z dziećmi wszystko w porządku, ale muszą zostać dłużej w szpitalu, bo są wcześniakami. Dziękujemy za pomoc, gdyby nie Ty, nie wiem jak by się to skończyło.

Po kilku tygodniach dotarła do mnie smutna wiadomość. Monika zostawiła dzieci w szpitalu, zrzekła się ich i wyjechała z wioski, potem trafiły do domu dziecka, niedaleko naszej miejscowości.

Od kilku dni nie dawało mi to spokoju, żal mi było tych maluchów, z jakiegoś powodu czułam się za nie odpowiedzialna, powiedziałam do męża:

– Widocznie tak miało być! Może to i lepiej, że Monika je zostawiła, jakby miała być złą matką. Wiesz, jaka jest roztrzepana i nie odpowiedzialna! Te małe istotki mają szansę trafić do dobrej rodziny.

– Iwona, weźmiemy je? – mój mąż zapytał cicho.

– Czy jesteś szalony? Mamy dwoje własnych!

– I co z tego? Nasz dom jest duży, zamierzam rzucić pracę i pracować w firmie ochroniarskiej, tam dużo więcej zarobię, wystarczy na czwórkę dzieci. Kolega już dawno namawia mnie, żebym do nich przyszedł, załatwił mi nawet etat, muszę się tylko zdecydować.

– Sławek, ja nie jestem gotowa na takie zmiany, daj mi trochę czasu na zastanowienie.

Kupiliśmy pieluszki, kocyki i pojechaliśmy do domu dziecka. Początkowo nie chcieli udzielić nam żadnych informacji o dzieciach, ale kiedy powiedziałam, że to ja byłam pierwsza przy porodzie i dzięki mnie te dzieci dostały szybką pomoc, że znam ich matkę, dyrekcja zgodziła się z nami spotkać.

Ania i Michał okazały się bardzo uroczymi maluchami. W końcu serce moje pękło i byłam gotowa adoptować bliźniaki. Miesiąc później zostaliśmy ze Sławkiem szczęśliwymi rodzicami czwórki dzieci.

Minęło już 14 lat. Nasze najstarsze dzieci dorosły i wyjechały z domu do miasta, Ania i Michał nadal mieszkają z nami. Nigdy nie czuliśmy się źle, zabierając dzieci do naszego domu. Dały nam wiele radości i szczęścia. Przez te wszystkie lata wciąż nie zapomniałam dnia, w którym się urodziły, ten obraz zostanie ze mną chyba na całe życie.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *