Ani moja rodzina, ani rodzina mojego męża nie należą do zamożnych, tym bardziej do biznesmenów, jeśli ktoś tak o nas myślał. Z trudem uzbieraliśmy zaliczkę na mieszkanie i z dużymi problemami spłaciliśmy kredyt, ale mieszkamy we własnym domu i nikt nie dyktuje nam warunków.
Teść i teściowa początkowo myśleli, że poprosimy o zamieszkanie z nimi, w ich luksusowym, czteropokojowym mieszkaniu, sugerując nawet, że dadzą nam dwa pokoje i nie będą wnikać w naszą rodzinę. Trochę się wahałam nad taką propozycją, ale mój mąż, znając lepiej swoich rodziców, odmówił.
Nie mogłam wtedy zliczyć obelg, które poleciały w naszym kierunku. Teściowie liczyli chyba na to, że będziemy ich wyręczać w pracach domowych i już nie będą nic musieli robić. Nie wierzyli, że będziemy w stanie żyć samodzielnie, ciągle powtarzali, że jeszcze do nich wrócimy.
Obelgi i wyzwiska zaczęły ustępować, a potem zaszłam w ciążę. Teściowa znowu zaczęła swoją piosenkę do mojego męża:
– Z czego Ty będziesz żył, mając małe dziecko? Nie pomożemy Ci, gdybyś mieszkał z nami, to byłoby inaczej!
Motyw jest zrozumiały, słyszeliśmy go już nie raz, więc te wszystkie sztuczki i podpowiedzi teściowej, przeszły nam koło uszu.
Urodziłam naszą małą córeczkę, było nam ciężko, dopóki nie poszła do przedszkola. Przez ten okres, znowu byliśmy blisko zera w portfelu, prawie każdego miesiąca. Po jakimś czasie, dowiedziałam się, że moja szefowa postanowiła założyć własną firmę i ściąga do siebie byłych kolegów z działu. Otrzymałam ofertę, tak kuszącą pod względem finansowym, że głupio było mi odmówić.
Znów poszliśmy w górę z finansami, przestaliśmy liczyć grosze, ale nie wzięliśmy pod uwagę faktu, że po raz drugi możemy zostać rodzicami. Kolejna ciąża była dla nas zupełnie niespodziewana, pojawiło się klasyczne pytanie: „Co robić?”.
Mojemu mężowi w pracy skończyły się zlecenia, kazano mu napisać podanie o trzy miesiące urlopu bezpłatnego, a na horyzoncie pojawiła się też perspektywa zwolnienia z pracy.
Wtedy podjęliśmy ostateczną decyzję, że jak urodzę, będę kilka miesięcy z dzieckiem, a potem mąż bierze urlop macierzyński, a ja wracam do pracy.
Wszystko byłoby w porządku, ale kiedy rodzice mojego męża dowiedzieli się o naszym planie, ich reakcja, choć dość przewidywalna, przerosła nasze wszelkie oczekiwania, pod względem emocji.
Teściowa śmiała się tak mocno, że aż szyby w oknach zagrzechotały, a teść po prostu nabijał się z mojego syna, nazywając go „pielęgniarzem”, „kucharzem” itp.
Trzeba powiedzieć, że mój mąż znosił wszystkie te ataki z odwagą i po prostu czekał, aż mama i tata się uspokoją i odpuszczą.
Stało się to około miesiąca później, przyjechała do nas teściowa i jakby nigdy nic powiedziała:
– Dobrze, pomożemy Wam, wyjść z kryzysu. Ja będę siedzieć z dzieckiem, a Ty synu szukaj pracy, bo to wstyd powiedzieć do kogoś, że mężczyzna siedzi z dzieckiem w domu, a żona pracuje.
Może gdyby propozycja pomocy była w innej formie, to byśmy się zastanowili, ale nie mogliśmy przyjąć takiego „prezentu” i powiedzieliśmy o tym teściowej, która była bardzo zaskoczona.
Teraz mamy kolejną rundę napięć w związku, ale to nas nie przeraża. Ja niedługo idę do pracy, teraz mam swój urlop macierzyński, a później resztę tego urlopu przejdzie na mojego męża, jako urlop rodzicielski. Kierownik działu kadr w firmie męża był oburzony, gdy dowiedział się o naszej decyzji, ale nic nie mógł na to poradzić. Zwolnienie z pracy było automatycznie wykluczone na osiem miesięcy a potem zobaczymy, co będzie dalej.
Najważniejsze, że znowu rozwiązaliśmy nasze problemy, i to całkiem sami, bez pomocy z zewnątrz i bez konieczności płaszczenia się przed teściową i teściem, prosząc ich o pomoc.