Byłam wtedy młodą dziewczyną. Po ukończeniu szkoły dostałam pracę w Oławie. Do tej miejscowości można było dojechać tylko autobusem. Historia, którą chcę opowiedzieć miała miejsce w 1987 roku.
Jak każda młoda dziewczyna umawiałam się z pewnym facetem. Mój chłopak mieszkał we Wrocławiu. Spędzaliśmy ze sobą całe dnie i bywało, że spóźniłam się na autobus. Ostatni autobus jechał około północy. Czasami zostawałam u niego na noc, a kiedy zaczynałam wcześniej pracę, to wracałam do swojego pokoju w hotelu robotniczym. Teraz cały teren wzdłuż autostrady został zabudowany – z obu stron są nowe domy, centra handlowe, a wcześniej były tutaj tylko pola.
Mój hotel był ostatnim budynkiem w mieście, za nim znajdowały się wsie, stare domy i las. Często, kiedy spóźniłam się na autobus, łapałam „okazję”, czasami za darmo, a czasami płaciłam pomocnemu kierowcy i tak docierałam do celu. Młodość cechuje się lekkomyślnością i byłam pewna, że nic złego mi się nie może stać, że otaczają mnie sami dobrzy ludzie.
Pewnego razu znowu spóźniłam się na autobus. Było lato, niebo było usiane gwiazdami, a na przystanku nie było ludzi. Nie było już także żadnych autobusów. Rzadcy podróżni wychodzili z ostatnich tramwajów i szli pieszo do swoich domów. Mijały mnie samochody, a niedaleko stali taksówkarze, ale tego dnia niestety nie miałam pieniędzy. Zaczęłam machać ręką na nadjeżdzające samochody – akurat jakiś przejeżdżał i zatrzymał się. Za kierownicą siedział mężczyzna, który wydawał mi się być w średnim wieku. Zapytałam go, czy mnie podwiezie na mój przystanek. Powiedział, że jest mu po drodze, więc mnie podrzuci. Czekała mnie około 25-30 minutowa droga. Zawsze siadam w takim przypadku na tylnym siedzeniu, ponieważ wtedy jestem spokojniejsza.
Jechaliśmy, kierowca milczał, więc sama zaczęłam rozmowę. Powiedziałam mu, że dostałam tutaj pracę, że mieszkam w hotelu robotniczym (moje gadulstwo jest moim przekleństwem).
Kierowca nagle się zainteresowanał i zapytał: – czyli Twoi rodzice mieszkają daleko? Jeśli byś zniknęła, to nikt szybko nie zaczął by Cię szukać?
Serce zaczęło mi łomotwać z nerwów: – Dlaczego mieliby mnie nie szukać? Przyjaciółki mieszkają razem ze mną w hotelu, poza tym mam troskliwego chłopaka, który zmartwiłby się tym, że mnie nie ma, tak samo w pracy także zdziwiliby się moją nieobecnością. Na pewno ktoś by mnie szukał.
– Wystarczyłoby, żeby półtorej miesiąca minęło… Policja zwleka ze swoją pracą, a jeśli minie miesiąc lub więcej, to uwierz mi, wszyscy już o Tobie zapomną. Świadkowie dawno już zapomną, co widzieli, a dowody znikną.
Nie czułam się komfortowo słysząc te dziwne słowa:
– A Pan pracuje w policji? Jeśli wszyscy tak pracują, to jak przestępstwa są rozwiązywane?
– Ja?- roześmiał się – Ja jestem raczej z przeciwnego „obozu”.
Miałam już serce w gardle. „Co robić?” -pomyślałam. „Może wyskoczyć nagle z pędzącego samochodu?”.
Panika we mnie narastała, ale pocieszałam się myślą, że wkrótce już dojedziemy do celu i że kierowca zatrzyma samochód, a ten horror się skończy.
Tymczasem kierowca kontynuował swoją mowę:
– Zabiorę Cię do lasu, zrobię z Tobą, co tylko zechcę, a potem Cię wykończę, żebyś nie doniosła na mnie na policję. Co miałaś w głowie wsiadając do samochodu nieznajomego faceta?
Wydawało mi się, że zatrzymuję się.
– Proszę Pana, proszę zatrzymać samochód. Jeśli Pan chce, to zapłacę Panu, proszę mnie tylko wypuścić – prawie płakałam.
Samochód przejechał obok mojego przystanku.
Co robić? Może czymś go uderzć w głowę? Gorączkowo machałam rękami przy siedzeniu. Z sobą miałam tylko lekką torbę, którą na pewno bym go nie ogłuszyła.
Samochód zjechał z drogi, przejechał trochę i zatrzymał się w pobliżu starego, opuszczonego domu.
– No, rozbieraj się i to szybko – powiedział kierowca.
Płakałam, a łzy wylewały mi się z oczu strumieniami.
– Puść mnie, proszę, nikomu nic nie powiem, a jak nie, to będę głośno krzyczeć i ucieknę do ludzi – mamrotałam jakieś bzdury.
– Gdzie widzisz tu jakiś ludzi? W okolicy są same opuszczone domy. Krzycz, ile chcesz, nikt i tak
Cię nie usłyszy – uśmiechnął się obleśnie.
Wewnętrznie zaczęłam przygotowywać się na najgorsze, gdy nagle mężczyzna uruchomił samochód i powiedział:
– Teraz rozumiesz, co może Ci się stać, jeśli wsiądziesz do samochodu nieznajomego? Wiesz, ile ludzi tak zginęło? Rodzice ich szukają, płaczą, a oni już nie żyją przez swoją lekkomyślność. Moja córka jest dokładnie w Twoim wieku.
Siedziałam zszokowana. Doświadczyłam takiej radości, jakiej nigdy w życiu nie doświadczyłam.
Tymczasem mężczyzna zawiózł mnie na mój przystanek.
– Wiesz już, co może Ci się stać? – zapytał.
– Już wiem. Nigdy więcej nie wsiąde w nocy do nieznanego samochodu i nie będę łapała okazji – powiedziałam.
Jestem wdzięczna temu mężczyźnie do dziś. Dał mi lekcję, która nauczyła mnie ostrożności i zmusiła do przemyśla swojego zachowania. Rodzice oczywiście mówili mi to samo, ostrzegali mnie przed takim działaniem, ale to były tylko słowa, a kiedy poczuje się na własnej skórze, że Twoje życie wisi na włosku, to zapamięta się to i zrozumie na zawsze!