Po żonie został sam. Kontynuował pracę. Bez pracy nie mógł żyć, to dzieło jego zbawienia. Monotonne dni mijały miarowo, jeden po drugim, jeden dzień nie różnił się od drugiego. Życie stało się udręką. Dzieci bardzo rzadko go odwiedzały. Czuł się niepotrzebny. Często godzinami kręcił się po ulicach miasta. Przechodziły nimi setki ludzi. Szukał znajomych oczu. Bał się samotności. Zanim głowa zachorowała, brał już garściami pigułki. Stał się sentymentalny, w sercu zasiedlił się mu smutek. Dusza chorowała. Psychicznie przeprosił i wahał się zadzwonić do żony, aby powiedzieć, że nadal ją kocha, tęskni za nią. Syn i córka rzadko przyjeżdżali.
Potrzebują jego mieszkania, jego osoba ich nie interesowała. Ostatnia wizyta córki zakończyła się awanturą. Zarzuciła ojcu, że mieszka sam w czteropokojowym mieszkaniu. Żądała, aby ojciec sprzedał mieszkanie i kupił sobie jedno, a resztę pieniędzy oddał jej. Odmówił. Córka wyszła bez pożegnania. Zapytana przez ojca, kiedy znowu przyjedzie, powiedziała: „kiedy się opamiętasz”. Te słowa sprawiły, że poczuł się źle; zadzwonił do syna, opowiedział o tym, co się stało, poprosił o przybycie. Syn, ignorując prośbę ojca, rozpoczął rozmowę o sprzedaży mieszkania.
Zapytał, po co mu taki duży dom. Tutaj pn chce kupić nowy samochód i bardzo potrzebuje pieniędzy. Ojciec zapytał ponownie, kiedy może przyjechać, na co syn odpowiedział: „kiedy sprzedasz mieszkanie, przyjdę”. Na rynku poznał brata byłej żony. Podszedł przywitać się. Zapytał o nią, jak z nią, gdzie jest? Brat powiedział, że wyjechała do Włoch, poślubiła Włocha. W końcu znalazła swoje szczęście. W tych słowach złapał zarzut. Spuszczając głowę, ruszył dalej. Następnego ranka wstał z ciężkim sercem. Było pochmurno. Wyszedł z domu. Przeszedł kilka kroków. Usiadł na ławce i zamknął oczy. Jego dusza odleciała w wieczność.