Zostałem bez działki z powodu nieuwagi mojego brata, a dokładniej – psot jego dzieci. Sam nie przyznaje się do winy, a jeszcze mama stanęła po jego stronie. Nie ma winnych, a w rezultacie krewni oskarżyli mnie jeszcze o chciwość.
O naszej rodzinie można by napisać scenariusz serialu: matka była kilka razy zamężna, przy czym dwa razy za tym samym mężczyzną – moim ojczymem. Z nim moja matka ma mojego brata, Artura. Ja natomiast jestem dzieckiem jej drugiego męża, najwyraźniej niekochanym.
Po rozwodzie moich rodziców stałem się cieniem dla mojej matki, cały swój czas poświęcała starszemu synowi. Szczerze mówiąc, przez jakiś czas było mi przykro, ale potem zrozumiałem, że mam tatę oraz babcię i dziadka od jego strony. Tak więc, miał się kto mną zająć.
Kiedy dorosłem, dziadka już nie było, a wkrótce potem babcia sporządziła testament na moje imię. Zostawiła mi w spadku sporą działkę z piętrowym domkiem letniskowym. Co roku staraliśmy się z rodziną spędzać tam dużą część lata: sadziliśmy warzywa, opalaliśmy się w ogrodzie.
Ale w tym roku było bardzo dużo pracy zarówno u mnie, jak i u mojej żony. Praktycznie do sierpnia nikt nie pojechał na działkę. Eh, i lepiej by było, gdyby tak już zostało.
Pod koniec lipca mój brat zaczął do mnie dzwonić, dając do zrozumienia, że w mieście jest gorąco dla niego i jego rodziny, a jemu nie udało się odłożyć pieniędzy na wczasy nad morzem. Przy okazji, Artur ma już dwoje dzieci – 6-letnich bliźniaków, a teraz jego żona jest w trzeciej ciąży.
Rodzice jego żony pomogli im kupić mieszkanie, a moja matka i ojczym zrobili tam remont jako prezent ślubny. Na marginesie dodam, że ja w prezencie ślubnym dostałem od niej mikrofalówkę. Równoważne prezenty, nic dodać.
W każdym razie, po dwutygodniowym nękaniu ze strony matki i brata w końcu zgodziłem się i dałem bratu klucze do mojej działki. Kilka dni wszystko szło dobrze. Krewni nawet zaczęli sprzątać w domu i dookoła niego. Ale coś nie dawało mi spokoju.
I oto pewnego wieczoru zadzwonił do mnie Artur z prośbą o pilny przyjazd, ponieważ na działce wybuchł pożar. Kiedy dotarłem tam przez korki, na działce były już dwa pojazdy straży pożarnej i zdążyły ugasić ogień. Nie mogłem patrzeć na to, co pozostało z mojej daczy, bez łez. Drugie piętro budynku wraz z dachem spłonęło doszczętnie, pierwsze było całkowicie zalane wodą i pianą.
Brat podszedł do mnie w milczeniu i oddał klucze. Potem zabrał żonę i dzieci i odjechał. Mi zostało porozmawiać ze strażakami. Specjalista z straży pożarnej powiedział mi, że najprawdopodobniej pożar wybuchł z powodu nieostrożnego obchodzenia się z ogniem.
A ja wiem, że Artur urządził pokój dziecięcy właśnie na drugim piętrze. Czyli można z całą pewnością stwierdzić, że dzieci, zostawione bez nadzoru, bawiły się zapałkami lub zapalniczką. Ciekawe tylko, czym w tym czasie zajmowali się ich rodzice?
Po tygodniu otrzymałem ekspertyzę po pożarową, w której na podstawie oględzin pogorzeliska stwierdzono, żę bezpośrednią przyczyną powstania pożaru było nieostrożne obchodzenie się z ogniem.
Wziąwszy dokument, pojechałem do brata:
– Rozumiesz, co narobiliście? Moja działka jest teraz praktycznie całkowicie zniszczona! A wszystko dlatego, że nie upilnowaliście swoich dzieci. Po co tyle dzieci, skoro potem nie możecie za nimi nadążyć? – zaatakowałem brata.
– Po pierwsze, to nasza sprawa, mamy tyle dzieci, ile chcemy. A po drugie, moje dzieci niczego nie podpaliły – to na pewno zwarcie instalacji elektrycznej. Dom jest stary, drewniany, więc łatwopalny- odpowiedział mi Artur.
– Stary? To, dlaczego tak długo prosiłeś o klucze do niego? Powinieneś był wynająć hotel. Tak czy inaczej, poniosłem straty w wysokości stu dwudziestu tysięcy, więc proszę cię, abyś je pokrył i to jak najszybciej – powiedziałem.
– Jak śmiesz? – wściekł się Artur. – Mam przerażoną żonę, w zaawansowanej ciąży, moje dzieci prawie spłonęły na śmierć, a ty martwisz się jakąś ruderą?
– No tak, ty się martwić nie musisz: nie zarobiłeś na swoją własność, krewni ci podarowali. Dlatego nie cenisz tego, co cudze. Ostrzegam cię: jeśli nie chcesz dobrowolnie oddać pieniędzy, to odzyskam je przez sąd – odpowiedziałem bratu i odszedłem.
Tego samego wieczoru w odwiedziny wpadli do mnie matka i ojczym. Nie, nie zamierzali zapłacić za swojego ukochanego synka. Przyszli, aby urządzić mi „przesłuchanie”, oskarżając o chciwość:
– Synu, czy naprawdę można tak żądać pieniędzy od brata? Przecież jego dzieci i żona mogły zginąć w pożarze. Nie jest Ci wstyd? – moja mama zwróciła się do mnie.
– Ja mam się wstydzić? Oto oficjalne wnioski! Na działce w tym czasie byli tylko brat i jego rodzina, więc niech on płaci, skoro nie umiał się dziećmi zająć- odpowiedziałem na zarzut matki.
– Ale to twoi bratankowie, przecież są jeszcze mali, nierozumni. Nie wiedzieli, co robią? Karać ich za to? – żałosnym tonem powiedziała mama.
– Jakoś ty mnie inaczej wychowywałaś w dzieciństwie. Za najmniejsze przewinienie łapałaś za pasek. Ale to co innego. Przecież to kochane wnuki od ukochanego synka. Słuchaj, mamo: nie zamierzam wybaczać bratu ani odpuszczać mu kilkudziesięciu tysięcznych strat. Chcesz – możesz sama za niego zapłacić. A jeśli nadal będzie się wykręcał, podam go do sądu. A tam, może nawet dzieci mu zabiorą, skoro ani on, ani jego żona nie mogą ich upilnować – zastraszyłem.
Jeśli to zrobisz, nie będziesz mieć rodziny! – odparła matka i skierowała się do wyjścia.
Można by pomyśleć, że kiedykolwiek miałam tę rodzinę. Wiem, że mój ojciec mnie kocha, a moja mama i ojczym tylko tolerowali mnie przez całe życie. Więc żadna wielka strata.