Z moim mężem, Krzysztofem, zakupiliśmy działkę rekreacyjną od mojej ciotki. Czasami myślę, że wszelkie transakcje handlowe są prostsze do przeprowadzenia z obcymi niż z rodziną czy znajomymi

Z moim mężem, Krzysztofem, zakupiliśmy działkę rekreacyjną od mojej ciotki. Jednak ona wciąż przyjeżdżała na nią i zbierała plony bez naszej wiedzy. Czasami myślę, że wszelkie transakcje handlowe są prostsze do przeprowadzenia z obcymi niż z rodziną czy znajomymi. Siostra mojego ojca, ciotka Elżbieta, tylko potwierdziła moje przypuszczenia.

Kupiliśmy od niej działkę, na której, jak sama mówiła, już nie miała sił pracować. Ale po sprzedaży, bez informowania nas, kontynuowała wizyty i zbierała owoce.

Mój mąż, Krzysztof, od dawna marzył o zakupie działki. Twierdził, że dzieci będą miały gdzie się wyszaleć latem, że będzie, gdzie zaprosić przyjaciół na grilla, a własne warzywa i owoce to przecież zdrowie i przyjemność.

Lecz kwota, którą udało nam się odłożyć, nie pozwalała na zakup niczego wartościowego. Najlepszą ofertą była działka z rozpadającą się chatką, czterdzieści kilometrów od miasta. Ostatecznie, po roku bezowocnych poszukiwań, odpuściliśmy sobie ten pomysł.

Ale podczas rodzinnej uroczystości okazało się, że moja ciotka, siostra mojego ojca, właśnie planowała sprzedaż swojej działki. Mówiła, że ma tam sad, ogródek, szklarnię i mały, ale solidny murowany dom. Co więcej, działka ciotki znajdowała się zaledwie pół godziny jazdy od miasta. Ciotka Elżbieta wyznała, że działka była spadkiem po jej mężu, który uwielbiał prace w ogrodzie i dbał o porządek na swoim kawałku ziemi.

Z biegiem lat ciotce coraz trudniej było zajmować się działką samotnie, a do wystawienia ogłoszenia sprzedaży w internecie nie mogła się zabrać. Może dowiedzielibyśmy się o sprzedaży wcześniej, gdyby nie to, że nikt z nas nie utrzymywał z ciotką Elżbietą bliższych kontaktów. Nawet mój ojciec trzymał się od niej na dystans, nazywając ją skąpą i nieprzyjemną. Być może dlatego zapraszał ją do siebie tylko od święta.

Dzień po rodzinnej uroczystości pojechaliśmy z mężem i ciotką obejrzeć działkę. Okazała się lepsza niż sobie wyobrażałam. Piękna parcela, czysta, z niskim, ale solidnym ogrodzeniem. Rosły tam grusze, śliwy i jabłonie, a ciotka zasadziła także krzewy – porzeczki i maliny. Szklarnia dawno nie była użytkowana, ale można było ją odnowić i hodować w niej warzywa.

Murowany domek, który zbudował zmarły mąż ciotki, zasługiwał na osobne pochwały. Miał nie tylko toaletę i dostęp do wody oraz prądu, ale również dach był w świetnym stanie – można było się tam zamieszkać od razu.

Po naradzie z Krzysztofem i rozmowie z ciotką Elżbietą, w ciągu tygodnia podpisaliśmy umowę kupna działki.

Teraz prawie każdy weekend spędzaliśmy poza miastem. Dzieci bawiły się na działce i zaprzyjaźniały z sąsiadami, a my zajmowaliśmy się szklarnią i porządkiem na działce. Wydawało się, że nasze marzenie się spełniło. Nadeszła wiosna, a potem lato – czas urlopów, więc niestety z Krzysztofem, pracowaliśmy bez wytchnienia i nie mogliśmy wyjechać na działkę. Tylko raz zdarzyło nam się tam pojechać. Wtedy po raz pierwszy odniosłam wrażenie, że ktoś tam był przed nami. Jednak szybko odrzuciłam te myśli, uznając je za wytwór mojej wyobraźni.

Zauważyliśmy też młodą jabłoń, na której dojrzewały owoce. Krzysztof zasugerował, by dać im jeszcze tydzień. „Przyjedziemy tu w następny weekend i zbierzemy całe drzewo”, – powiedział. Zgadzałam się z nim.

Kiedy tydzień później przyjechaliśmy specjalnie po jabłka, na drzewie nie było ani jednego owocu. Ktoś zerwał je wszystkie. Oczywiście, byłam rozczarowana, bo już znalazłam przepisy na domowe przetwory. Cóż, może w przyszłym roku.

Nasz płot był niski, więc przypuszczaliśmy, że to dzieło sąsiedzkich dzieci. „Cóż, poczekamy na dojrzewanie śliwek” – westchnął Krzysztof. Ale i na śliwki prawie się nie załapaliśmy.

Pewnego dnia pojechałam na działkę z dziećmi autobusem, a Krzysztof miał nas odebrać. Mąż jednak musiał zostać dłużej w pracy, więc nie było sensu jechać na działkę w środku nocy. „Przyjedź jutro, jak się wyśpisz” – powiedziałam mężowi. Nocowałam na działce z dziećmi, a mąż został w domu. Rano obudził mnie skrzypiący płot.

Spoglądając na zegarek, zobaczyłam, że była dopiero ósma rano. Zdziwiłam się, że Krzysztof przyjechał tak wcześnie, ale wyglądając przez okno, nie zobaczyłam naszego samochodu. Natomiast od razu dostrzegłam postać ciotki Elżbiety przy śliwie.

Rozłożyła na ziemi duży koc i zaczęła trząść drzewem. Nie zastanawiając się długo, wyszłam z domu i bez słowa spojrzałam na ciotkę. Zobaczywszy mnie, początkowo się zmieszała, a potem, jakby nigdy nic, kontynuowała zbiory.

„Dzień dobry, ciociu! Czy jabłka to też twoja sprawka? – zapytałam.

„Dzień dobry! No wiesz, nie zbieracie owoców, a szkoda, żeby się zmarnowały, – odpowiedziała ciotka.

„Wiesz, że to kradzież? Okradasz czyjąś działkę – powiedziałam.

„Jak to na czyjąś… – odpowiedziała niezrozumiale ciotka.

„Tak, na czyjąś, bo ta działka już do ciebie nie należy. Proszę zabrać swój koc, a śliwki zostawić nam – powiedziałam stanowczo.

Chciałam wyprosić ciotkę, ale nie zrobiłam tego, choć musiałam wysłuchać wiele niemiłych słów w swoim kierunku. Po jej odejściu zadzwoniłam do męża i poprosiłam, by przyniósł nowe zamki do domu i furtki. Za tydzień zamierzamy wymienić płot. Nie chcę więcej przyłapywać ciotki na własnej działce.

Najbardziej zaskakujące było to, że ciotka Elżbieta tego samego dnia poskarżyła się mojemu ojcu, że wychował chciwą córkę.

A to, że bez pytania zbiera plony na cudzej działce, jest oznaką dobrego wychowania?!

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *