Wiele lat temu mama bardzo mnie zraniła, a nasze drogi się rozeszły. Teraz siedzę i płaczę, bo muszę podjąć trudną decyzję

Spaceruję między drzewami po zimowym ogrodzie mamy. Pod nogami leżą zgniłe jabłka, których nikt nie zebrał. A były takie słodkie, kiedy byłam dzieckiem! Jak bardzo kochałam je jeść.

Byłyśmy dwie: ja i moja starsza siostra Renata. Była ode mnie starsza o 3 lata, ale to ona cieszyła się większym uczuciem mamy. Rozumiałam dlaczego. Los obdarzył Renatę zarówno inteligencją, jak i urodą. Wszyscy w rodzinie mówili, że osiągnie w życiu wiele, że zajdzie daleko. A ja? Zawsze byłam w jej cieniu.

Chociaż urodziłyśmy się i wychowałyśmy na wsi, nasi rodzice byli bardzo pracowici, więc zapewnili nam dobrą edukację. Oczywiście, bardziej starali się dla Renaty, mówiąc, że jest inteligentna, ma talent do wszystkiego, więc w niej pokładają swoje nadzieje na starość. Rodzice też mnie kochali, ale jakoś nie wierzyli we mnie tak, jak w Renię. Przywykłam do bycia zawsze na drugim planie. Tak było przez całe moje dzieciństwo i młodość. Zawsze żyłam w cieniu siostry.

Gdy tylko skończyła naukę, Renata wyszła za mąż, ponieważ była już w ciąży. Niestety, jej małżeństwo trwało tylko rok. Po rozwodzie z mężem wróciła do domu, by mieszkać z mamą i synem na wsi. Gdy wróciłam z uczelni na weekend do domu, mama od razu powiedziała mi: „Aniu, urządź sobie swoje życie w mieście, na nas nie licz. My musimy pomóc Renacie i jej dziecku, ona została sama, a ty sobie poradzisz”.

Zrozumiałam wszystko. Do rodziców jeździłam od tej pory rzadko, ale już wtedy zauważyłam, że się ode mnie oddaliliGdy rozmawiali ze mną, zawsze używali formy „my” i „ty”, jakby nas rozdzielali. Oni razem, a ja sama, jakbym nie była ich własną córką. Wtedy po raz pierwszy poczułam, że ludzie, którzy powinni być mi najbliżsi, stali się dla mnie obcy.

Wyszłam za mąż i wraz z mężem przeprowadziliśmy się do Krakowa, gdzie on znalazł dobrą pracę. Jego rodzina przyjęła mnie bardzo ciepło. Wkrótce mieliśmy dwoje dzieci: dwie urocze córeczki – Monikę i Martę. Jak bardzo je kocham! Pamiętając swoje życie, nigdy nie dzielę moich dzieci, kocham je jednakowo, wspieram je w równym stopniu. Postanowiłam, że nigdy nie będę taka jak moja mama.

Po kilku latach tata zmarł. Pojechałam z rodziną do mamy na wieś. Po pogrzebie mama zaprosiła nas do siebie na obiad. Gdy zjedliśmy posiłek, a mama powiedziała mi: „Aniu, masz męża, dom, pieniądze i dobrą pracę, czyli wszystko, co niezbędne. Swój dom przepiszę na Renię, tak chciał tata. Rozumiesz, ona jest sama, sama wychowuje dziecko. Ty, jakbyś miała sumienie, to też byś trochę jej pomogła”. Słowa te były dla mnie bolesne, ale nie odezwałam się. Jedynie stwierdziłam, że nie mam nic przeciwko, aby dom przeszedł na siostrę, bo i tak nigdy nie zamierzałam mieszkać na wsi.

Lata mijały, rodzina oddaliła się ode mnie. Odwiedzałam mamę kilka razy, ale siostra wydawała się niezbyt zachwycona naszymi wizytami. Jej niezadowolenie najbardziej widoczne było wtedy, gdy mama dawała moim córkom jakieś pieniądze. Mnie wcale nie chodzi o pieniądze. To przecież też jej wnuczki, dzieciom jest miło, że babcia coś im daje, ale siostrze to nie pasuje.

Tydzień temu zadzwoniła do mnie sąsiadka mamy. Powiedziała, że Renata wyjechała do Niemiec dwa miesiące temu i nie zamierza wracać, a mama zachorowała. Rzadko wychodzi z domu i nie ma kto jej pomóc.

Miałam żal do mamy. Nie zamierzałam dawać jej ani grosza, ani w niczym pomagać. Skoro całe życie wspierała moją siostrę, dawała jej pieniądze i emeryturę, a także przepisała na nią dom, to niech teraz moja siostra się nią zajmuje. I tak obiecałam mężowi.

Ale gdy przyjechałam na wieś i weszłam do domu, zobaczywszy mamę leżącą na łóżku, wybuchłam płaczem. W domu było zimno, lodówka pusta – tylko kawałek czerstwego chleba i słoik dżemu. Było mi tak ciężko, że trudno to słowami wyrazić.

Dom był zakurzony, mama źle się czuła i nikt jej nie pomagał. Wszystkie urazy, które nosiłam wobec niej przez lata, zniknęły w jednej chwili. Rozpaliłam w piecu, zadzwoniłam do męża. Poprosiłam, aby przywiózł jedzenie i lekarstwa. Zaczęłam sprzątać i gotować dla mamy. Gdy w domu zrobiło się ciepło, umyłam ją, nakarmiłam, a ona zasnęła. Mama miała 71 lat.

Mąż jest dobrym człowiekiem, szybko przywiózł wszystko. Wszedł do domu i spojrzał na mnie smutnymi oczami: „Cóż, moja droga, teraz musisz dokonać wyboru między obietnicą a obowiązkiem”.

Andrzej milczał, rozpakowując torby z zakupami. A ja wyszłam na zewnątrz, do ogrodu, żeby nie widział, jak płaczę. Teraz chodzę i zastanawiam się, co robić. Siostra nie zaopiekuje się mamą, to już jasne, a ja mieszkam daleko. Nie mogę jej zostawić, sumienie mi na to nie pozwala. Ale czy po tym wszystkim, powinnam się opiekować własną mamą?

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *